Odwiedzamy Maciejowiec

dwór2

 

Pałac, Dwór i Mauzoleum

Dojeżdżamy krętą drogą do wioski, po drodze podziwami piękne widoki.

Zatrzymujemy się nieopodal przystanku autobusowego, na leśnym parkingu. Wokół mnóstwo najprzeróżniejszych drzew, krzewów, pięknie śpiewają ptaki. Wysoka i gęsta trawa jest świadectwem braku opiekuna tych pięknych terenów. Dochodzimy do barokowej kapliczki kościelnej wybudowanej w 1692 roku. Do jej wejścia prowadzą strome schody. Jest zamknięta, ale w określonych terminach odbywają się tu nabożeństwa kościelne. Cały teren otoczony jest ogromnym parkiem, który założony został w latach 30 – tych XIX wieku, zajmuje on 29 hektarów i znaleźć tu można ponad 80 gatunków drzew i krzewów.  Wszystko jest obecnie bardzo zaniedbane. Wiele drzew jest spróchniałych, chylących się do upadku. Najpiękniejsze jednak są rododendrony, których mnóstwo posadzono wokół pałacu. Obecnie wyglądają cudownie, tworzą fioletowy dywan, jakby naturalny płot wokół frontowej części znajdującego się tu Pałacu.

Obecnie można go oglądać  zza siatki okalającej cały teren, po którym biegają dwa duże psy, bacznie obserwujące otoczenie i towarzyszące  nam podczas całęj wędrówki wokół pałacowych włości. Z zewnątrz nie widać, aby trwały tam jakiekolwiek prace budowlane. Kiedy byłam tu 2 lata temu, widok tej budowli był identyczny.

Pałac zaprojektował Jacob Heinrich Rehder i został on wzniesiony w latach 1834 – 1838 przez braci Schulz z Lwówka Śląskiego. W 1879 roku Pałac należał do rodu von Kramsta. Został rozbudowany na przełomie XIX i XX wieku o boczne skrzydła. Przez lata zmieniał właścicieli. W czasie wojny w Pałacu mieszkał Ambasador Japonii. Ostatnią właścicielką pałacu była Emma von Kramsta, która prowadziła w nim prace budowlane, bo chciała uszczęśliwić swoją wnuczkę Renate von Gersdorff. Niestety na skutek nieszczęśliwego wypadku Renate zginęła w 1942 roku. Wtedy na obrzeżach parku okalającego pałac wybudowano Mauzoleum rodziny. Tam też pochowana została Renate i jej babcia Emma, która zmarła wkrótce po niej. W okolicy krążyły opowieści o rzekomym majątku ukrytym w murach Mauzoleum i dlatego było ono wielokrotnie niszczone. Obecnie wejście do tego obiektu jest całkowicie zamurowane. Droga do Mauzoleum prowadzi przez las utworzony z najprzeróżniejszych gatunków drzew. Niektóre z nich mają niezwykle oryginalne kształty, są ogromne.

W latach powojennych budynek zajęło NKWD. Była tu też szkoła rolnicza, prewentorium Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego. Następnie obiekt został zakupiony przez Akademię Ekonomiczną we Wrocławiu jako Ośrodek Konferencyjno Wypoczynkowy. Jeszcze w czasach sanatorium pałac był w dobrym stanie, jego wnętrze zdobiły oryginalne meble i obrazy, a kuracjusze korzystali z porcelanowej zastawy. W holu wisiało ogromne lustro, były tam oryginalne meble i fotele oraz fortepian, nad wejściem umieszczony był herb rodziny.

W nocy 27 marca 1992 roku pałac częściowo spłonął. Szeroko rozpowszechniona była wówczas informacja, że spłonąć miał pobliski dwór, nie pałac. Tylko podpalacz pomylił cele…

W kwietniu  1995 roku byłam we wnętrzu tej zabytkowej budowli. Wtedy mieszkali tam Państwo Jarocińscy, Pan Wojciech to lider zespołu Wolna Grupa Bukowina. Wówczas mieszkał w Pałacu siódmy rok, jego żona – dziewiąty.

Wtedy Pan Wojciech wspominał: „Przez ostatnie dziesiątki lat był to ośrodek ogromnie deficytowy, w momencie, kiedy objęła go moja żona, mieliśmy jeszcze 20 osób personelu, jakoś udało się to wszystko ładne zorganizować. Poprawiła się kuchnia, usługi, mieliśmy coraz więcej zamówień na imprezy z okazji świąt i karnawału, które organizowaliśmy na wysokim poziomie. Ja rozbudowałem oranżerię – 100 m2 powierzchni. Udało nam się doprowadzić obiekt do stanu dużej atrakcyjności. W ciągu 3-4 lat,  z tej oranżerii zrobiłem wielki ogród, który funkcjonuje nadal. Na rok przed pożarem wyszliśmy z deficytu, obiekt zaczął pracować na siebie. Był to już duży sukces, kiedy sami mogliśmy utrzymać personel, kupić węgiel, zapłacić za prąd. Myśmy się strasznie emocjonalnie z tym związali”.

Pan Wojtek oprowadził nas wtedy po całym Pałacu .Ślady pożaru krzyczały swym okrucieństwem i bezwzględnością. Jedynie wspaniała oranżeria z tysiącami najprzeróżniejszych, pieczołowicie pielęgnowanych przez Pana Wojtka roślin pozwalała na chwilę oderwać się od wszechobecnych widoków pogorzeliska i mieć nadzieję, że stanie się coś graniczącego z cudem, co pozwoli rozpocząć prace przy odbudowie tego przepięknego ongiś miejsca.

Odbudowa się rozpoczęła, ale końca jej nie widać…

Dwór renesansowy

W XVI wieku na wzgórzu postawiono niewielki rycerski zamek, który w VII wieku rodzina von Spiller z Pasiecznika rozbudowała i tak właśnie powstał dwór w Maciejowcu. Zbudowany z kamienia łamanego składa się z trzech skrzydeł i muru kurtynowego od południa, co tworzy zamknięty czworokąt z małym dziedzińcem wewnątrz. Najstarsze partie murów  pochodzą tu jeszcze z XV wieku. Są to przede wszystkim dolne części, a w szczególności piwnice, które sięgają poniżej parteru do około 2 metrów (są w całości stworzone z kamienia). Najpóźniej, bo w połowie XVI wieku powstało skrzydło wschodnie. Wtedy też trzy skrzydła połączono od frontu murem kurtynowym z głównym portalem uzupełnionym w 1761 roku o herby ówczesnych właścicieli. Z tego wynika, że dwór powstawał na przestrzeni kilkudziesięciu lat. W 1649 roku wybuchł tu pożar, po którym obiekt został odbudowany. W 1813 roku dwór i wieś doszczętnie splądrowały francuskie oddziały gen. McDonalda.

 Budynek nie jest użytkowany od 1958 roku. Jego stan techniczny ciągle się pogarsza.

Potem stał się prywatną własnością, zostały tam przeprowadzone prace zabezpieczające. Obecnie nie widać, żeby tam cokolwiek robiono, a szkoda, bo sprawia pozytywne wrażenie.

 

 

Tekst i zdjęcia: Jadwiga Sieniuć

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email