Stała kiedyś w ciągu murów miejskich Lubomierza wieża, nazywana Wieżą Gwizdacza. Była najwyższą budowlą w mieście. Z jej szczytu rozciągał się wspaniały widok na całą okolicę.
Wiązało się z nią wiele legend i opowieści, a jedna z nich opowiada o nieszczęśliwej miłości Jana Gwizdacza do pięknej Marii.
Opowieść o Gwizdaczu sięga czasów, gdy Lubomierz był małym ale kwitnącym miastem. Ludzie żyli tu w szczęściu i zgodzie ciesząc się owocami swej pracy.
A wieża majestatycznie górująca nad miastem była pełna tajemnic i strzegła miasto od nieprzyjaciół i zagrożeń.
Mieszkający w wieży Jan Gwizdacz, który choć był człowiekiem niepozornym, posiadał dar czyniący go strażnikiem czasu. Miał on niezwykły gwizdek, z którego mógł wydobywać dźwięki tak czyste, że dotykały serc każdego, kto je słyszał.
O świcie, gdy słońce wschodziło nad Lubomierzem, Gwizdacz gwizdał na swym magicznym gwizdku zawiadamiając mieszkańców, że nadszedł już poranek.
Usłyszawszy jego cudowny dźwięk matka Marii zawołała:
– Mario, Mario nadszedł już czas, aby wstać i rozpocząć nowy dzień!
– Och, droga matko , daj mi jeszcze chwilę czasu na wysłuchanie tych pięknych dźwięków – powiedziała Maria przeciągając się leniwie.
A tymczasem mieszkańcy miasta z radością budzili się do życia.
Gdy zapadł zmierzch Gwizdacz ponownie stawał na szczycie wieży i gwizdał, gwizdał , tak cudownie… gwizdał… , informując Lubomierzan, że nadszedł czas na odpoczynek.
Mieszkańcy miasta z szacunkiem i wdzięcznością przyjmowali jego wezwanie ciesząc się, że mogą odpocząć po ciężkim dniu pracy.
Jednakże nie zawsze było tak spokojnie. Bywały czasy zagrożenia. Wtedy Gwizdacz pełnił również rolę Strażnika Miasta. Kiedy niebezpieczeństwo zbliżało się do Lubomierza, Gwizdacz wydobywał ze swego gwizdka dźwięki alarmowe, głoszące larum, tak mocne, że mieszkańcy słysząc je wiedzieli, że muszą bronić swego miasta i rodzin.
– Chwytać za broń. Do broni… nieprzyjaciel nadchodzi… wołano zewsząd.
Dzięki temu miasto zawsze było gotowe by stanąć twarzą w twarz z wrogiem i odstraszyć nieproszonych gości.
Gwizdacz, jak każdy człowiek, miał swoje pragnienia i tęsknoty. Jego życie na szczycie wieży było samotne, jedynymi towarzyszami były gołębie, które z czasem zaczęły gnieździć się w jej zakamarkach.
Gwizdacz, choć darzony szacunkiem przez mieszkańców miasta, pragnął prawdziwej miłości.
Aż pewnego dnia ujrzał ze swej wieży na lubomierskim targu piękną i tajemniczą kobietę o imieniu Maria.
– Patrzcie panowie, jaka piękność chodzi po placu – słychać było zewsząd.
– A kto to, kto ?
– To Maria, córka Elżbiety i Henryka, rozprawiano na targu.
Jej piękno olśniewało wszystkich wokół, a najbardziej Jana Gwizdacza, który widział ją, jak przechadzała się po placu oraz pod wieżą. Jan był oczarowany, a ona posyłała mu urocze, powłóczyste spojrzenia.
Gwizdacz mógł tylko patrzeć z wysoka i podziwiać, jak Maria zauroczyła całe miasto swoją urodą i wdziękiem.
Gwizdacz zakochał się w niej bez pamięci i wzdychał:
– Ach, kochana moja, gdybym tak mógł opuścić wieżę, wyznałbym ci moje uczucia. Jednak obowiązki wobec miasta są przecież o wiele ważniejsze niż moja miłość.
Ale zaraz… gołębie… one mi pomogą.
Jan napisał miłosny list do Marii dołączył do niego czerwoną różę i gołębiem wysłał go do ukochanej.
W środku nocy w zaś, gdy wszyscy spali, Gwizdacz marzył o swojej najdroższej i wyobrażał sobie ich wspólne życie, w którym mógł ją utulić i obdarzyć swoją miłością.
Tymczasem Maria przeczytała list od Jana. Ona również go pokochała i powiedziała o swojej miłości matce.
– Mario, oszalałaś!!! Co ci po takim Gwizdaczu. Biedne to to, z wieży nie może zejść. Co to za życie będziesz z nim miała? – powiedziała matka.
– Matko, matulu, ale ja go kocham, kocham tak bardzo, że aż serce ściska.
– A idź z takim kochaniem, z Gwizdaczem to tylko biedę będziesz klepać. Ojciec już zadbał o twoją przyszłość.
– Henryku!!! Henryku!!! Pozwól tu. Wyjaw swojej córce, kto będzie jej mężem.
– Ano, Piotr, bogaty kupiec, który ma dar przyciągania do siebie nie tylko bogactwa ale i serc pięknych kobiet.
A wybrał właśnie ciebie. Z nim będziesz żyła w luksusach i przepychu. Niczego nie zabraknie ani tobie, ani nam, odparł ojciec.
Maria płakała całą noc, jednak potem wyszła za mąż za bogatego kupca, Piotra.
Gdy Gwizdacz dowiedział się o zamążpójściu swojej ukochanej jego serce zostało złamane, a dźwięki wydobywane z magicznego gwizdka stawały się pełne żalu i coraz bardziej smutne, smutniejsze…
W końcu w ciemną, bezgwiezdną noc zdał sobie sprawę, że nie ma dla niego miejsca w świecie pełnym miłości i radości, skoro nie mógł być z ukochaną.
W swojej rozpaczy zdecydował się po raz ostatni zagrać na swoim magicznym gwizdku wydobywając z niego bezkresny smutek w żałobnej melodii.
Mieszkańcy miasta obudzili się słysząc te smutne, łkające, chwytające za serce dźwięki nie wiedząc, co się dzieje.
Gwizdacz zrozumiał, że nie może już dłużej żyć z tą samotnością i bólem. Wziął głęboki oddech, a łzy spływały mu po policzkach, pierś pękała z bólu. Próbując uwolnić się od swego cierpienia… skoczył z wieży.
Rano nikt nie zagwizdał. Cisza. Mieszkańcy jednak zaczęli wychodzić pomału ze swych domostw. Ktoś podszedł pod wieżę i krzyknął:
– Ludzie!, ludzie!, nasz strażnik czasu, nasz opiekun, nasz Gwizdacz tu leży! Całkiem bez ducha!!!
Odszedł na zawsze, a jego niezwykły dar został utracony.
Dowiedziawszy się o tym, Maria dopiero zrozumiała, jak Gwizdacz bardzo ją kochał. Pogrążyła się w żalu. A w jej sercu zrodziła się ogromna tęsknota za Janem Gwizdaczem i żal, że nie zdawała sobie wcześniej sprawy z siły jego uczuć i z krzywdy, jaką mu wyrządziła wybierając bogactwo zamiast miłości. W swoim wielkim smutku wstąpiła do miejscowego klasztoru Benedyktynek, gdzie spędzała czas na modlitwach i pracy oraz samotnych spacerach po ogrodach klasztornych. Niektórzy mówią, że Maria odnalazła magiczny gwizdek i przy jego pomocy przywołała ducha Jana Gwizdacza odchodząc razem z nim. Wieża Gwizdacza stała się symbolem tragicznej miłości i samotności.
Z biegiem czasu mieszkańcy miasta przekazywali sobie tę legendę z pokolenia na pokolenie. Opowieść o samotnym Gwizdaczu, który za dnia strzegł czasu, a nocą tęsknił za miłością, stała się częścią historii Lubomierza.
Kiedy zabrakło Gwizdacza i jego magicznego gwizdka , nikt z mieszkańców nie był w stanie zastąpić poprzednika. Nikt również nie śmiał tam wchodzić ani tam mieszkać. Wieża, chociaż najwyższa w mieście, była opuszczona i zamknięta na głucho. Z biegiem lat nieremontowana powoli ulegała ruinie, aż w końcu jej pozostałości zawaliły się. Dziś, gdy spacerując po Lubomierzu odwiedzisz miejsce, w którym kiedyś stała wieża Gwizdacza możesz odczuć niezwykłą aurę.
Czasami, gdy wieje wiatr, słychać ciche smutne dźwięki i jakby echo dawnych gwizdów Gwizdacza.
To przypomnienie o tragicznym losie strażnika czasu, którego miłość pozostała niewypowiedziana i niespełniona, a serce złamane. Gwizdacz stał się symbolem poświęcenia dla dobra miasta ale także przypomnieniem, że każde serce potrzebuje bliskości i miłości.
W ten sposób legenda o Gwizdaczu i jego tragicznej miłości przypomina o tym, co naprawdę jest ważne w życiu każdego człowieka…