Pani Ilona Kuśmierska – Kocyłak (filmowa Jadźka z “Samych swoich”) – nie tylko o Festiwalu…

jadźka wywiad miniatura

 

 

 

Na tegoroczny jubileuszowy XXV Festiwal Filmów Komediowych w Lubomierzu zjechało wielu znakomitych aktorów, a jednocześnie skromnych, serdecznych i otwartych ludzi: Grażyna Zielińska, znana z wielu filmów i seriali odwiedziła Lubomierz ponownie; Anna Wojton („Nowy Jork, czwarta rano, „W labiryncie”), Magdalena Popławska, którą wszyscy podziwialiśmy w roli Agnieszki Osieckiej, Rafał Królikowski, pamiętny Wacław z “Zemsty” Wajdy, Patryk Schwichtenberg, odtwarzający postać Seweryna Krajewskiego w „Osieckiej”, a także Justyna Szafran (aktorka i piosenkarka), Maria Duffek (kostiumograf), Paweł Palcat (aktor) – jurorzy konkursu filmowego, i ja, honorowy gość festiwalu, Jadźka z tryptyku Sylwestra Chęcińskiego, jedyna żyjąca aktorka z „Samych swoich”.

 

Stanowiliśmy doskonałą ekipę i świetnie się bawiąc, braliśmy udział w turnieju „Filmowcy kontra Swojaki”, gdzie wygraną było 25 litrów Pawlakowego bimbru! A ten bimber mieliśmy przygotować własnoręcznie z podanych produktów. Padł remis 10:10, chociaż każda z ekip gromko krzyczała: “wygraliśmy!”.

 

Organizacja Festiwalu była doskonała: był czas i na krótki odpoczynek, i na miłe, choć wyczerpujące spotkania  z widzami pod gołym niebem i palącym słońcem. Rozmowy, autografy, kolejne imprezy, i to chodzenie w butach na wysokich obcasach po zabytkowym wprawdzie, ale jednak bruku!

 

Jedzenie w Domu Gościnnym było pyszne, ale trzeba było śpieszyć na inne, zaplanowane przez organizatorów Festiwalu, miejsca: chcieliśmy przecież usłyszeć i zobaczyć wywiady naszych koleżanek i kolegów.

 

A na scenie prezentowali się ciekawi ludzie. Świetny był program teatru Capitol z Wrocławia pt. “Lata 20., lata 30.”. Powalała na kolana swoim głosem Emose Uhunmwangho, polska Whitney Huston.

Bardzo podobał mi się koncert Reprezentacyjnego Zespołu Wojska Polskiego z przebojami muzyki filmowej. Soliści i muzycy to profesjonaliści w każdym calu.

 

Zwieńczeniem tych cudownych koncertów, a zarazem zamknięciem Festiwalu był występ Magdy Steczkowskiej z zespołem. Na perkusji grał Piotr Królik, kierownik zespołu muzycznego, a zarazem mąż Magdy, która wystąpiła w błyszczącej, wspaniałej sukni, a jej koncert był prawdziwym majstersztykiem. Wszystko odbywało się na lubomierskim rynku, pod gołym niebem, a miałam wrażenie, że jestem w Carnegie Hall w Nowym Jorku!

 

Wzajemną serdeczność odczuwało się na każdym kroku. Ja na przykład byłam znakomicie „zaopiekowana” nie tylko przez mojego wnuka Pawła, ale przez całą ekipę. Rafał Królikowski najpierw pobiegł po krzesło z kawiarni, bo ławek już nie było i wszyscy podczas występu stali. Po pięciu dniach nieludzkich upałów, w trakcie koncertu, zrobiło się tak zimno, że wszyscy się trzęśli. Wnuk chciał mi oddać swoją bluzę, a Rafał gdzieś na chwilę zniknął i… przyniósł z ratusza złoty obrus, którym okrył moje ramiona. Siedziałam jak królowa na tronie, w złotym płaszczu, choć chętnie stałabym ze wszystkimi widzami, bijąc brawo i krzycząc z zachwytu… ale ten nieszczęsny bruk pod nogami (kamienie zabytkowe, piękne, odnowione, tylko jak na nich stać lub po nich chodzić w wysokich obcasach!).

 

W tym roku, po raz pierwszy, Festiwal był… „opuszczony i osamotniony”. Nie było z nami reżysera Sylwestra Chęcińskiego. Niestety, zmarł 8 grudnia 2021 roku i nic już nie będzie takie samo w Lubomierzu. Przyjeżdżał nawet wtedy, gdy był w sanatorium, znad morza, setki kilometrów, byle tylko być z nami i tutejszą wspaniałą publicznością. To On nauczył mnie poczucia humoru na własny temat.

Był zdumiony sukcesem „Samych swoich”. Z chwilą ukończenia prac nad filmem, „Sami swoi” zaczęli żyć własnym życiem… oczywiście za sprawą rozbawionych widzów, wielbicieli i fanów. A my, twórcy tryptyku, mamy fanów wyjątkowych. To nie taki przypadkowy widz, który w kawiarni wyjmuje serwetkę i prosi o autograf. Powstała zorganizowana grupa pod nazwą Rodzina Sami Swoi.

 

Trzeba tu wspomnieć o Edwardzie Masłowskim z Gostkowic, który stworzył w pomieszczeniach po byłej cukierni Muzeum Sami Swoi z niezwykłymi eksponatami: ziemia z Krużewnik czyli oryginalnej Boryczówki, Złote Lwy – nagroda Sylwestra Chęcińskiego, kawałek płotu Kargula i Pawlaka, scenariusz „Samych Swoich” Andrzeja Mularczyka, a na podwórku studnia, przy której Jadźka i Witia przeżywali pierwsze chwile prawdziwego zauroczenia. No i ta izba pamięci Sylwestra Chęcińskiego z tablicami filmów, które reżyserował, i jego piękny portret jako króla na tronie!

 

Przy muzeum – pizzeria Edwarda Masłowskiego. Spotkało mnie tam zabawne zdarzenie. Sala pełna gości jedzących pizzę serwowaną przez pana Edwarda, pytania widzów o film, a po chwili, przedstawiwszy się jako Zofia Wendzel, emerytowana nauczycielka i eksdyrektorka szkoły, pyta mnie, czy drugi człon mojego nazwiska ma związek z Ireneuszem Kocyłakiem, autorem szarad drukowanych w stołecznych „Rozrywkach”… i reszta rozmowy dotyczyła już mojego męża – szaradzisty, poety i dramaturga.

 

W podobny sposób przywitała mnie Grażyna Zielińska. Uściskawszy mnie, zawołała: „Kocyłakowa, a gdzie twój mąż? Uwielbiam jego szarady, tak marzyłam, żeby go spotkać”.

 

Z otwartymi ramionami witaliśmy się ze wszystkimi tegorocznymi uczestnikami Festiwalu.

Tablice w tym roku odsłaniali: Magdalena Popławska, Anna Wojton, Rafał Królikowski, Patryk Szwichtenberg. Ja odsłaniałam portret Sylwestra Chęcińskiego, którego imieniem został nazwany Lubomierski Zaułek Filmowy z tablicami pamiątkowymi ludzi filmu. Widzowie gromkimi brawami poparli ten pomysł.

 

Złotym Granatem odznaczony został film pt. “Teściowie”, ja kilkanaście lat temu otrzymałam Kryształowy Granat za rolę Jadźki. Jadwiga Sieniuć, jako matka Festiwalu, otrzymała “Złotą Kamerę” i słonecznik za promienny uśmiech, a także w podziękowaniu za wieloletni trud i oddanie wszystkich sił Festiwalowi.

 

Zawsze cieszyłam się, że w Lubomierzu mogę spotkać nietuzinkowych ludzi. Jednym z nich był Wojciech Seredyński, który ubarwiał imprezę oryginalnym strojem, rozdawał pamiątki… i częstował bimbrem. Czy ojciec założyciel Festiwalu – Olgierd Poniżnik, który przez wiele lat prowadził konferansjerkę, pamiętam go w stroju Flapa, szeryfa i w innych oryginalnych wcieleniach.

Z wielką radością witam obecnego konferansjera Bartosza Kuświka i Lucynę Stachowiak, opiekującą się aktorami. Widząc ją, przypominam sobie, jak śp. Jurek Janeczek mówił, że przyjeżdża na Festiwal szczególnie dla Lucy (tak z angielska nazywał Lucynę). 

 

Podziwiam wszystkich wspaniałych ludzi, pracujących przy organizacji Festiwalu, a nade wszystko oddanych fotografów – Ryśka Wiese, Edytę Grot, Henryka Białego, Ireneusza Błędowskiego, Jolę Życzyńską. Dzięki nim mam, jak wielu aktorów zresztą, mnóstwo pamiątkowych zdjęć z lubomierskich spotkań.

 

Kto trafi do Lubomierza bez trudu znajdzie w rynku Zaułek nazwany w tym roku uroczyście Zaułkiem Filmowym imienia Sylwestra Chęcińskiego. Wchodząc bramą od rynku wstępuje się do czarodziejskiego świata Kargula i Pawlaka, których ogromne figury zapraszają do wnętrza. Już od progu wita nas uśmiechnięty, serdeczny Bogdan Ciereszko, zawsze z pasją i niezwykle ciekawie opowiadający historię każdego eksponatu. Taki człowiek to prawdziwy skarb!

 

Tuż przy kościele jest internat, w którym dawniej znajdował się klasztor sióstr Benedyktynek. Na parterze mieści się teraz muzeum przyklasztorne z niezmiernie ciekawą historią przedsiębiorczych sióstr. Są tam nawet manekiny przystrojone w szaty Benedyktynek. To właśnie owe siostry zdobyły dwie relikwie całkowitych ciał świętych, co jest ewenementem na skalę światową. Początkowo sam papież był do tego pomysłu niechętnie nastawiony.

 

Muszę także wspomnieć wieloletniego proboszcza Erwina Jaworskiego. Sprawował on posługę pasterską przez 8 lat. Serdeczny człowiek, przyjaciel, udostępniający do zwiedzania wszystkie zakątki kościoła, a w trakcie festiwali lubomierskich kościół stawał się salą koncertową o cudownej akustyce. Po powrocie z Lubomierza do domu przeczytałam w Internecie wiadomość, że tak przez wszystkich lubiany proboszcz został przeniesiony do innej parafii. Będzie nam Go bardzo brakowało. Niech Ci się szczęści, Księże Proboszczu!

 

Niedaleko Lubomierza jest Pławna – zaczarowany zakątek stworzony przez Dariusza Milińskiego, znanego w całym świecie malarza i rzeźbiarza. Można tam zobaczyć wielkiego konia trojańskiego, przepiękną, ogromnych rozmiarów Arkę Noego i spotkać twórcę tego zakątka. Maski z jego teatru, wyrzeźbione postaci są tak duże, że przy bucie jednego z nich wyglądałam jak maleńka mrówka. No i te cudowne obrazy! Chylę czoło przed Jego twórczością. Jest tam też Muzeum Przesiedleńców, gdzie poczujecie się jak Kargul i Pawlak, którzy przyjechali z tamtych stron. Brawo, panie Darku!

 

Niedaleko, w Leśnej, znajduje się Zamek Czocha. Można tam spędzić cały dzień. A Zapora w Pilchowicach zapiera dech w piersiach – i to wszystko w otoczeniu Lubomierza. Przyjeżdżajcie zatem, odwiedzajcie te miejsca, bo… cudze chwalicie, a swego nie znacie.

 

No i to już wszystko! Tegoroczny XXV Jubileuszowy Festiwal Filmów Komediowych w Lubomierzu dobiegł końca. Łza się kręci w oku: „Płacz, Jadźka, płacz, nie wstydź się i tak wszyscy płaczą, nikt nie widzi”…

 

 

Notowała: Jadwiga Sieniuć, zdjęcia: Ryszard Wiese

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email