Z cyklu powróćmy do dawnych lat: Państwowy Ośrodek  Maszynowy i Kombinat Rolno – Przemysłowy (część II)

1984 rok2

 

 

Na początku 1955 roku dyrektor po powrocie z Wrocławia powiadomił pracowników, że Zjednoczenie ogłosiło konkurs na najlepsze i terminowe przygotowanie sprzętu do wiosennych prac polowych. I chociaż czasu na przygotowania pozostało niewiele wspólnie podjęto decyzję o przystąpieniu do tego współzawodnictwa. Wytężona praca trwała nieustannie przez następne trzy tygodnie. Nikt się nie oszczędzał,  dom odwiedzało się tylko na noc, nikt nie liczył godzin pracy, która często kończyła się późnym wieczorem, tylko z przerwami na posiłki. Ówczesna stołówka zakładowa była mała i mogła praktycznie zająć się tylko gotowaniem obiadów, a  uczestnikom współzawodnictwa trzeba było na miejscu zapewnić całkowite wyżywienie z pomocą ruszyła żona dyrektora, Pani Maria Bratek wraz z pracownicami z biura. Do dyspozycji miały kuchnię polową, na której gotowały wszystkie posiłki. Pomocy nie odmówił również dyrektor, który w kombinezonie roboczym, razem z monterami i mechanikami uczestniczył w całym przedsięwzięciu.

 Wysiłek nie poszedł na marne. Komisja specjalistów ze Zjednoczenia orzekła, że nasz POM najlepiej wywiązał się z powierzonego zadania i przyznała mu pierwsze miejsce.

Nagroda nie była byle jaka! Oprócz satysfakcji z dobrze wykonanej pracy, POM otrzymał nowy samochód osobowy marki „Warszawa”. Wszyscy zebrali się w świetlicy i niecierpliwie czekali na przyjazd dyrektora tym samochodem. Zachwytom i gromkim brawom nie było końca. Wtedy jeszcze  samochód osobowy nie był czymś  powszechnym. Zdobyta Warszawa była niebieska , a jej  kierowcą został Pan Stanisław Błażewski.

Otrzymana Warszawa była jednym z pierwszych egzemplarzy wyprodukowanych przez Żerań i jedynym, jeszcze wtedy, polskim samochodem w powiecie i wzbudzała duże zainteresowanie również we Wrocławiu, podczas wyjazdu na konferencje.

W tym współzawodnictwie, oprócz dyrektora, uczestniczyli pracownicy różnych specjalności – monterzy, mechanicy, tokarze, kowale i inni fachowcy w osobach między innymi: Jan Sobotkiewicz –  kierownik warsztatu, Michał Szumer, Stanisław Błażewski, Stanisław Sławiński, Obuchowicz, Stanisław Maliszewski, Edward Stachura, Marian Król, Józef Piniuta, Stefan Świątek, Marian Szlachta, Teodor Gromotko, Franciszek Blachowski, Konstanty Kozłowski, Hilary Przysiężny, Eugeniusz Źwierbliński, Hieronim Norwa.

Pan Norwa był zakładowym kowalem i do pracy dojeżdżał  z Chmielenia rowerem. W nagrodę za sumienną pracę i poświęcenie otrzymał od zakładu motocykl.

Nasz POM od tego czasu był uznawany jako wzór i przykład do naśladowania przez inne zakłady w Zjednoczeniu.

Lata 1956 i 1957 były bogate w wydarzenia polityczne i gospodarcze. Spółdzielczość na wsi nie zdała egzaminu i rozwiązano istniejące już spółdzielnie produkcyjne. W ten sposób przestała właściwie istnieć przyczyna, dla której powołano POM-y.

Nasz POM w okresie od swego powstania, to jest od roku 1951 do 1957, finansowany był z budżetu  państwa.

Od 1957 roku na podstawie uchwały Prezydium Rządu Państwowy Ośrodek Maszynowy w Lubomierzu przeszedł na własny rozrachunek gospodarczy. Wiązało się to z koniecznością zmiany profilu usług, znalezieniem sposobu na wykorzystanie posiadanego ciężkiego sprzętu, który nie nadawał się do uprawy małych pól chłopskich. Nie wszystkie POM-y poradziły sobie wówczas z nową sytuacją, niektóre z nich uległy rozwiązaniu. Lubomierski jednak nie poddał się, przetrwał przejściowy, trudny okres i potrafił przystosować się do nowych warunków, do nowych zadań.  

Rozpoczęto wtedy świadczenie różnego rodzaju usług pozarolniczych  przedsiębiorstwom i ludności oraz produkcję różnych mniej skomplikowanych urządzeń. Rozpoczęło się świadczenie usług  transportowych na większą skalę Ciągniki zarabiały przewożąc na przykład buraki w czasie kampanii cukrowniczej z pól do różnych cukrowni, materiały budowlane, węgiel do instytucji i odbiorców prywatnych. Również stolarnia zakładowa przyczyniła się do wzrostu zysków realizując różne zamówienia. Największa  ilość dużych ciągników pracowała jednak w lesie przy wyciąganiu ściętych już drzew, ładowaniu ich na specjalne, dłużycowe przyczepy i przewożeniu do tartaków. Nieodzowny okazał się tu specjalistyczny sprzęt . W Zakładzie Przemysłu Leśnego we Wrocławiu zakupiono dwie wciągarki do zrywki i załadunku dłużycy, które były bardzo przydatne w tej pracy. Brakowało ich wówczas na rynku, podjęto więc decyzję o rozpoczęciu  ich produkcji.

Część wykonywano na miejscu, większe elementy sprowadzano ze wspomnianego wrocławskiego zakładu jako części zamienne do zakupionych wcześniej wciągarek.

Gotowe, zmontowane już urządzenia chętnie kupowały inne POM-y.

Zakład Przemysłu Leśnego zaniepokojony  tak dużym zapotrzebowaniem na części zamienne, spowodował kontrolę naszego POM-u. Jej wynik był bardzo pomyślny. Nie tylko nie zabroniono dalszej produkcji, ale widząc pomysłowość i duże zaangażowanie załogi, zlecono Lubomierzowi produkcję tych wciągarek na cały kraj.

Nasz POM stał się więc jedynym ich producentem w Polsce. Zamówienia były tak liczne, że trudno było nadążyć z realizacją. Za jedną wciągarkę płacono 10.200 zł. Duża ilość zamówień przyczyniła się do wzrostu zysków przedsiębiorstwa,  a tym samym do wzrostu zarobków i funduszu zakładowego, który w tym czasie (rok 1960) wyniósł 600 tys nowoczesnych złotych. Mając tak duży zysk, można było wtedy przeprowadzić remont wszystkich budynków, poprawić oświetlenie poprzez zamianę tradycyjnych żarówek na świetlówki, posadzić na terenie zakładu drzewa owocowe, kwiaty i krzewy ozdobne. Wszystko to sprawiło, że zakład wyraźnie zyskał na estetyce.

(ciąg dalszy nastąpi)

 

Autor: Jadwiga Sieniuć

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email