Żegnaj Przyjacielu!

janeczek miniatura

 

Wspominamy Jerzego Janeczka (część 1)

Z wielkim żalem i niedowierzaniem pożegnaliśmy wielkiego przyjaciela naszego Festiwalu Jurka Janeczka. W Jego niespodziewaną i nagłą śmierć trudno uwierzyć. A jednak to tragiczna prawda.

Na pogrzeb w odległej o ponad 400 km  Lutkówce, nieopodal Łowicza, wyruszyliśmy 20 lipca wczesnym rankiem. Nasza delegacja Lubomierskiego Centrum Kultury to: Dyrektor Bogusław Chrzan, Alicja Nawojczyk, Marek Ciereszko, Lucyna Stachowiak oraz Jadwiga Sieniuć i wieniec z napisem “od Samych Swoich z Lubomierza”. W uroczystościach pogrzebowych uczestniczyło dużo osób. Spotkaliśmy m.in. delegację z Dobrzykowic, Edwarda Masłowskiego, Wojciecha Seredyńskiego, Bartka Kuświka czyli samych swoich, a także Ilonę Kuśmierską, Henryka Talara, Zbigniewa Lesienia. Urna z prochami naszego Przyjaciela spoczęła na cmentarzu przy kościele św. Trójcy. Mogiłę aktora pokryło mnóstwo kwiatów…

 Jerzy Janeczek już niedługo miał przyjechać do Lubomierza na kolejną edycję naszej imprezy. Niestety, nie przyjedzie tu już nigdy… Ale w naszych sercach i wspomnieniach pozostanie na zawsze.

 

Odtwórzmy więc wspomnienia…

Kiedy w 1997 roku rozpoczęliśmy organizację Festiwalu, zaczęliśmy równocześnie poszukiwać kontaktu z ludźmi pracującymi przy realizacji filmu “Sami Swoi”. Wówczas nie było to łatwe do wykonania zadanie. Najtrudniej i najdłużej poszukiwaliśmy kontaktu do Jerzego Janeczka. Dowiedzieliśmy się, że mieszka w Ameryce. Nasze wysiłki nie poszły na marne i w 2001 roku udało się wreszcie, za pomocą internetu skontaktować z Witą z “Samych swoich”. Pisaliśmy do siebie często, Jurek szybko odpisywał na wszystkie maile.

I tak na przykład w sierpniu 2001 roku Jerzy Janeczek dziękował za festiwalowe wiadomości, przesłane mu pocztą ubiegłoroczne wydanie festiwalowej gazety “Sami Swoi”, gratulował kolejnej udanej edycji Festiwalu, pisał m.in.:”to imponujące, że w ciągu 5 lat impreza Wasza, od kameralnej i właściwie lokalnej nabrała takiego rozpędu(…)”.

Przy okazji tak wspominał czasy powstawania filmu “Sami swoi”: “Gospodarstwa Kargula i Pawlaka mieściły się w Dobrzykowicach pod Wrocławiem, kamieniołomy w Strzelinie, część wnętrz kręciliśmy w atelier w WFF we Wrocławiu, ale na pytanie, gdzie kręcony był film, “Sami swoi”, zawsze odpowiadam, w Lubomierzu. Lubomierz nas zachwycił swoim położeniem i atmosferą. Po odpowiednim retuszu miejsce to przeobraziło się w opustoszałe po wojennych przejściach miasteczko. To robiło wrażenie. Do filmu trafiłem bardzo przypadkowo. Było lato 1966 roku. Byłem już na drugim roku PWSTiF i praktycznie na wakacjach, ale pozostałem jeszcze parę dni w Łodzi ponieważ miałem do odebrania garnitur, który wcześniej zamówiłem u krawca. Dowiedziałem się, że z Wrocławia przyjeżdża asystent reżysera, który szuka nowych twarzy do filmu “I było święto” – taki był tytuł roboczy “Samych swoich”. Wraz z kilkoma kolegami z roku poszedłem na to spotkanie. Asystent reżysera wybrał większość na zdjęcia próbne, a mnie pominął.  Wtedy koleżanka z roku, obecnie doskonała aktorka, Ewa Żukowska, zareagowała, że na zdjęcia próbne powinienem pojechać i ja. Jedna osoba więcej nie zrobi przecież różnicy. Pojechaliśmy więc do Wrocławia wszyscy, a ja po trzech kolejnych selekcjach zostałem wybrany na Witię. Zaraz potem pojechałem na obóz konny do Książa pod Wałbrzychem, gdzie dwa razy dziennie przez dwa tygodnie trenowałem ujeżdżanie i woltyżerkę.

Po obozie, zaraz następnego dnia niemiłosiernie połamany codziennymi ćwiczeniami na koniach, przystąpiłem do zdjęć. Reżyser do końca nie wierzył w moje umiejętności i nie chciał się zgodzić na mój udział w scenie ujeżdżania Kargulowego ogiera. Chodziło mu też o moje bezpieczeństwo, zważywszy, że był to początek filmu. Ja z kolei bardzo chciałem sam wykonać wszystkie ewolucje. Pamiętam, że w dniu kręcenia sceny z ujeżdżaniem ogiera musiałem użyć podstępu. Reżyser Chęciński był w tym momencie zajęty. Ja z kolei, w porozumieniu z asystentem reżysera, zacząłem ćwiczyć na koniu przyprowadzonym wcześniej od masztalerza, który miał mnie dublować. W trakcie moich ewolucji wszyscy zwrócili na mnie uwagę z reżyserem włącznie. To, co zobaczył, przekonało go. Scenę zaczęliśmy od końca, kiedy to w dzikim galopie wypadam z korala, a tłum gapiów rozstępuje się. Pamiętam, jak przed ujęciem reżyser głośno krzyknął przez tubę megafonu: “Uwaga… bo oryginał jedzie!… Kamera!”

Przyznam, że praca nad tą sceną była dla mnie dużą przyjemnością, nie mówiąc już o satysfakcji.

W Lubomierzu też przeżyłem pierwsze spotkanie z publicznością. Byłem tym bardzo przejęty i zdenerwowany zwłaszcza, że widownię stanowiła  młodzież licealna, w większości piękne dziewczęta. Po latach, jako początkujący aktor Teatru Współczesnego we Wrocławiu, na jednym z pierwszych moich przedstawień, miałem już życzliwą, znajomą osobę na widowni. Była nią jedna z licealistek z Lubomierza, która po spektaklu podeszła do mnie i przedstawiła się. Studiowała już wtedy na jednej z wrocławskich uczelni. Byłem bardzo mile zaskoczony tym spotkaniem.

Powracając do filmu, dużo kłopotów i niespodzianek mieliśmy ze zwierzętami.

A występowały tam trzy identyczne koty “grające” na zmianę, dwa ogiery, koń, myszy

 i gołębie. Ale o tym może przy następnej okazji. Przesyłam serdeczne pozdrowienia.”

 

14 czerwca 2002 roku  Jerzy Janeczek z Seatle napisał do mnie:

“Pani Jago, podobnie jak Pani jestem w okresie intensywnych przygotowań do kilku naraz przedsięwzięć. Przepraszam, że nie daję znaku życia, ale po prostu nie wyrabiam się. Z Wasilewiczem (grał rolę Zenka) miałem kontakt do pewnego czasu, ale wraz ze zmianą miejsca zamieszkania, które są tu na porządku dziennym, straciłem go.. Wiem jedynie, że mieszka w Nowym Jorku. Jeszcze nie dociera do mnie, że już w sierpniu będę miał przyjemność uczestniczyć w Waszym głośnym już festiwalu. Sam fakt, że znajdę się w miejscu, w którym przez tyle lat nie byłem, będzie dla mnie dużym przeżyciem, będzie co oglądać i wspominać. Aby do Was jak najszybciej dotrzeć, telefonicznie zamówiłem samochód (ale nie amerykański!…, który już na mnie czeka w Warszawie. Z dużą radością przesyłam wszystkim Czytelnikom “Samych Swoich” najlepsze pozdrowienia i z niecierpliwością czekam na spotkanie z Nimi. Pozdrawiam również Panią i cały komitet organizacyjny”.

Udało się! Jerzy Janeczek dotarł do Lubomierza na VI Ogólnopolski Festiwal Filmów Komediowych w 2002 roku.

(ciąg dalszy nastąpi)

 

Tekst i zdjęcia: Jadwiga Sieniuć

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email