Spacerkiem po Pławnej cz. 1

20210429_181603

 

Pławna dzieli się na dwie części: Dolną i Górną, leży wzdłuż niewielkiej rzeczki Kózki. Udokumentowana historia wioski ma swój początek w XII wieku.

Istniały tu złoża złotonośne, głównie w rzece i w celu ich eksploatacji pojawili się pierwsi osadnicy, głównie z Francji i Turyngii.  29 października 1487 roku Urlich von Liebenthal, za odprawianie śpiewanych mszy za duszę swojej żony, podarował wieś i folwark klasztorowi Benedyktynek w Lubomierzu. Do 1810 roku Pławna znajdowała się pod wpływem klasztoru. W 1613 roku wieś nawiedziła zaraza, na skutek której zmarło 399 mieszkańców. Pławnej nie ominęły wojny. Podczas wojny trzydziestoletniej (1618-1648) mieszkańcy musieli dostarczać obu walczącym stronom różnego rodzaju daniny. Podobnie było podczas wojny siedmioletniej (1756-1763). W 1807 roku wieś musiała zapłacić  kontrybucję w wysokości 345 talarów, a z majątku ziemskiego 402 talary, nie licząc zapłaty w naturze. Latem 1813 roku Francuzi zorganizowali wielki obóz wojskowy między Mojeszem, Płóczkami i Pławną. Po drugiej stronie wsi swój obóz zlokalizowały oddziały rosyjskie. Mieszkańcy ponownie musieli dostarczać im zboże, siano, słomę, żywność.

Pławna znana była głównie z sadownictwa. Rosły tu szlachetne odmiany jabłoni, grusz i śliw (kroniki zanotowały na przykład, że w 1898 roku przygotowano do wysyłki 40.000 cetnarów t.j. około 2000 ton jabłek), a wzdłuż polnych dróg rosły różne gatunki czereśni. We wsi istniały 2 kamieniołomy, zajmowano się również wydobywaniem wapienia.  W latach 1880 – 1885  wybudowano  przebiegającą przez Pławną linię kolejową. Niestety po prawie stu latach, bo w 1983 r. pociągi przestały kursować. Podczas drugiej wojny światowej w Pławnej był obóz dla jeńców wojennych narodowości francuskiej i belgijskiej. Dużo szkód wyrządziły wojska rosyjskie mordując, gwałcąc kobiety i kradnąc.

Już w lipcu 1945 roku pojawili się tu pierwsi osadnicy.

 

W Pławnej jest wiele miejsc godnych odwiedzenia. Tu mieszka i tworzy niesamowity artysta Darek Miliński, który wybudował Zamek Śląskich Legend, Arkę Noego, stworzył Muzeum Przesiedleńców i nadal nie ustaje w swej twórczej pracy. Jego osobie poświęcę oddzielny artykuł.  

 

Teraz odwiedzam pławnieńską Kalwarię.

Rozpoczyna się ona w centrum wsi obok kapliczki i prowadzi krętą drogą na szczyt góry Kalwaria (322 m).

Legenda podaje, że pierwszy krzyż postawił na niej rycerz, który szczęśliwie zeskoczył z jej urwiska w ucieczce przez zbójnikami. Następnie w 1788 roku zbudowano na niej drogę krzyżową. Jej fundatorem był mieszkaniec Pławnej Karl Hoferichter. Pławnieńska Kalwaria liczy 15 stacji rozstawionych wzdłuż drogi prowadzącej serpentynami na szczyt góry oraz stromych schodów, którymi schodzi się w dół. 122 stopnie schodów oraz stacje wykonane są z piaskowca. Na każdej stacji umieszczony jest obraz przedstawiający mękę Pana Jezusa.

W czasie budowy kolei w 1885 roku podebrano podstawę góry, aby ułożyć tory i wówczas umocniono jej zbocze. W tym samym roku pierwszy raz drogę krzyżową poddano renowacji i ponownie poświęcono. Lata 1938-40 to trzecia renowacja tego świętego miejsca i zbudowanie na szczycie góry kamiennej groty przez kamieniarza wynajętego przez rodzinę fundatora. Z powodu braku kamienia wmurował w ścianę groty dwa stopnie kamiennych schodów, co spotkało się z niezadowoleniem sponsorów. Grota ma 4 m długości i 2,8 m wysokości. Na jej ścianie rzeźbiarz ze szkoły w Cieplicach Martin Effnert, wyrzeźbił w mokrym tynku panoramę miasta Jeruzalem.

Kolejne malowidła na nierdzewnej blaszce odnowił Karl Kuschmann z Berlina, a dokończył po jego śmierci Sandrosch ze Zgorzelca. Czwarty raz drogę krzyżową na górze Kalwaria w Pławnej odrestaurowano w 1993 roku. Tym razem sponsorem całego przedsięwzięcia był Pan Johannes Hoferichter, urodzony przed wojną w Pławnej, obecnie już nieżyjący, a w 1994 biskup Tadeusz Rybak i Rudolf Miller  ją poświęcili.

 U stóp góry znajduje się tablica informacyjna. Obok biegnie ścieżka rowerowa i stoi altanka. Już samo wejście na górę budzi zdziwienie. Kiedy byłam tu ostatni raz widok nie był tak porażający. Ścieżkę okalały metalowe barierki zabezpieczające, dziś nie ma po nich ani śladu. Na ścieżce leży mnóstwo zeschniętych liści, a poszczególne stacje drogi krzyżowej proszą o pilny remont. Wejście na szczyt góry wymaga ostrożności jest śliskie, kręte i bez zabezpieczeń. Ale wokół widoki są piękne. Widać kościół św. Tekli, plac budowy Dino, domy, pagórki, las, drogę. Bardzo powoli i ostrożnie schodzę w dół i idąc ścieżką rowerową dochodzę do potężnego pomnika jelenia, posadowionego tu również przez Darka Milińskiego. Obok znajduje się drewniany gród z koniem trojańskim, Cafe Galeria Miliński z bardzo oryginalnymi ozdobami na podwórku. Ale do środka zajrzę następnym razem…

Serdecznie zachęcam do odwiedzenia tych oryginalnych i urokliwych miejsc.

 

 

Tekst i zdjęcia: Jadwiga Sieniuć

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email