Na szlaku filmowych miejsc Lubomierza (cz. III)

kadr6

KOCHAM KINO

Jest rok 1986, a jego końcowe miesiące znów upływają lubomierzanom na śledzeniu działań kolejnej ekipy filmowej, tym razem pod wodzą PIOTRA ŁAZARKIEWICZA, realizującego film pt. „Kocham kino”.

To kolejne wielkie filmowe święto dla mieszkańców. Z uwagą i licznymi komentarzami obserwują pracę ekipy filmowej, wśród której prym wiedzie reżyser, czyli Piotr Łazarkiewicz, który dobrze zna te okolice. Wszak urodził się w Cieplicach, a w naszej gminie często bywał, bo mieszkała tu ówczesna wybranka jego serca.

W pobliżu miejsca, gdzie kilkanaście lat temu siedział ZBIGNIEW CYBULSKI, w bliskiej okolicy dzisiejszego muzeum Kargula i Pawlaka, zostaje wybudowana makieta do złudzenia przypominająca kino, które utrzymuje nazwę „Jutrzenka”. Ludzie odwiedzający Lubomierz są przekonani,  że zbudowane tu zostało prawdziwe kino.

Na ulicach miasteczka pojawiają się: ELŻBIETA CZYŻEWSKA, MAREK PROBOSZ, HENRYK BISTA, JOANNA KREFT, JERZY TRELA, ANTONI KRAUZE oraz liczna ekipa Zespołu Twórców Filmowych „Dom”. Z ciekawością przyglądamy się pracy reżysera, który ubrany w skórzany kożuszek z futerkiem sprawnie dyryguje pracą całej ekipy filmowej. W rynku jest mnóstwo wielkich kamer, świateł i innego sprzętu filmowego. Jest też syrenka przystrojona mnóstwem kolorowych żaróweczek. Grają także nauczyciele i uczniowie ze Szkoły Podstawowej, a także mieszkańcy jako statyści. Liczne sceny nakręcane są późnym wieczorem i nocą. Zawsze towarzyszą im tłumy widzów. Lubomierz znów żyje filmem opowiadającym o ostatnim seansie filmowym w małomiasteczkowym kinie.

Maria Borkowska – kierowniczka kina „Jutrzenka” w małej miejscowości Lubień, oglądając kronikę filmową, rozpoznaje na ekranie swego, od lat niewidzianego syna Pawła. Chłopak odwiedza matkę w Lubieniu. Obserwuje jej walkę o skazaną na likwidację „Jutrzenkę” i pod jej wpływem ulega fascynacji kinem. Wkrótce Maria Borkowska umiera. Po śmierci matki Paweł odkrywa tajemnicę jej życia. Przed laty zagrała dzięki akcji „Piękne dziewczyny na ekrany” w filmie „Ręce pianisty”. Zakochała się w odtwórcy głównej roli w tym obrazie, porzuciła dla niego męża i dwuletniego syna. Po dwóch latach wróciła do Lubienia, zamieszkała na stałe w samotności, obejmując posadę kierowniczki kina. Paweł i przybrana córka Borkowskiej, Joanna, dziedziczą pasję Marii i z determinacją walczą o uratowanie „Jutrzenki” Podczas jednego z seansów, apelując do zgromadzonych na Sali, by bronili kina, Paweł nie zauważa że zapalił się jeden z kabli. Kabinę ogarniają płomienie… odnowione kino z eleganckim neonem „Jutrzenka”… W kasie siedzi Joanna…

Doskonale zapamiętałam sytuację, która wydarzyła się podczas kręcenia jednej ze scen w miejscu, gdzie teraz znajduje się trawnik, równolegle do Złotego Rogu. Wszyscy przygotowani do pracy, trwają ostanie ustalenia z reżyserem, kamery gotowe do utrwalania sceny. Na składanym krzesełku siedzi Henryk Bista, który umawia się z kolegą, że jak nadejdzie pora jego roli, to ten da mu znak do akcji szturchnięciem go w plecy, a on tymczasem utnie sobie małą drzemkę. Praca na planie trwała w najlepsze, kiedy kolega pana Henryka dotknął jego pleców, bo chciał mu coś powiedzieć. Na ten znak pan Henryk poderwał się z krzesełka i głośno zaczął odtwarzać swoją rolę. Zdziwienie wszystkich było ogromne, reżyser krzyczał: „stop kamera” i „co ty człowieku wyprawiasz?!” Zdezorientowany aktor najpierw stanął nieruchomo pośrodku planu filmowego, a potem gwałtownym susem udał się w stronę kolegi, który miał mu dać właściwy znak do wkroczenia na plan filmowy. Panowie szybko i kulturalnie wyjaśnili sobie zaistniałe nieporozumienie, a przerwa na planie trochę trwała, bo ta scena wszystkich mocna ubawiła.

Ekipa filmowa zjawiała się w Lubomierzu po południu. Najpierw na ulicy rozstawiali sprzęt rozpoczynając od największej kamery. Potem po kolei za nią, w dół ulicy wędrowały kolejne akcesoria niezbędne do pracy. Kiedy to było już gotowe, to pan znajdujący się na początku, czyli przy pierwszej kamerze wyjmował pół litra, otwierał, upijał co nieco i podawał dalej, następny w kolejce czynił to samo i tak do końca. Po takim wzmocnieniu ekipa przystępowała do pracy. Tak było codziennie.

Prawie wszyscy lubomierzanie z niesamowitym przejęciem oglądali scenę pożaru kina kręconą późną nocą. Jakże różnił się zapamiętany przez nich obraz od tego, który później oglądali na ekranie. Ludzie długo opowiadali też o kradzieży kolorowych światełek z grającej w filmie syrenki, którą na noc pozostawiono pod budynkiem komisariatu milicji. Piotr Łazarkiewicz był gościem na naszych Festiwalach. Podczas Pierwszego w 1997 powiedział, że Lubomierz to miasteczko ze snów…

kadr4

Zdjęcie 2 z 13

Tekst i zdjęcia: Jadwiga Sieniuć

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email