Na szlaku filmowych miejsc Lubomierza (część I)

KRZYZWAL

„Krzyż Walecznych” część III „Wdowa”

Latem 1958 roku pojawiła się w mieście po raz pierwszy ekipa filmowców. Była to wówczas nie lada atrakcja. Wszyscy z ogromnym zaciekawieniem przyglądali się pracy filmowców. Reżyser Kazimierz Kutz kręcił tu zdjęcia do swego debiutanckiego filmu „Krzyż Walecznych”, a dokładnej do jego III części. Kutz ukazywał małe miasteczko, zamieszkałe przez byłych żołnierzy jednego z oddziałów, pielęgnujących pamięć po swoim dowódcy, który zginął bohaterską śmiercią tuż przed zakończeniem działań wojennych. W tym miasteczku osiedliła się wdowa po Ich dowódcy, która była młodą, ładną kobietą. Miejscowi otoczyli czcią wdowę po bohaterze. Ale ona pragnęła żyć pełnią życia. Jest to niemal identyczna historia Marii Stogryn, która na tydzień przed zakończeniem wojny straciła męża – Józefa Stogryna. Scenariusz do tej części filmu napisał Józef Hen, który był korespondentem wojennym Sudeckiej Dywizji Piechoty i przyjacielem Józefa Stogryna. Spotkał się z Marią i napisał nowelę osnutą na tle jej życia. A kim był Józef Stogryn?

Z tym pytaniem spotkałam się kilka razy. Najczęściej zadawali je turyści odwiedzający nasze miasteczko. Jego imieniem nazwana jest jedna z uliczek Lubomierza.

Wspomnienie o Stogrynie

Jego nazwisko widnieje kilkakrotnie w książce Władysława Wydry pt. „Dziesiąta sudecka” oraz w rejestrze poległych żołnierzy i oficerów tej dywizji w walce z Niemcami hitlerowskimi.

Józefa Stogryna znali osobiście starsi Lubomierzanie, jego pułkowi koledzy, lubomierscy osadnicy wojskowi. Żołnierzom przydzielono Lubomierz na osadnictwo wojskowe.

Józef Stogryn urodził się w 1907 roku. Już w wieku 3 lat został sierotą. Jego pracowitość i zdolność pozwoliły mu na ukończenie Seminarium Nauczycielskiego we Lwowie. Do wybuchu II wojny światowej był nauczycielem we wschodniej części ówczesnej Polski. W 1944 roku został powołany do Ludowego Wojska Polskiego i wcielony do 25 pułku piechoty wchodzącego w skład X dywizji. Szlak bojowy zawiódł Józefa Stogryna aż nad Szprewę, na łużyckie pola bitewne. Tutaj też tuż przed zakończeniem wojny – 1 maja 1945 roku poległ w walce z Niemcami. „Straciłem starszego kolegę, którego przyjaźń, rady i przykład bardzo ceniłem. Straciłem najbliższego pomocnika, którego pracę i postępowanie stawiałem sobie i innym za wzór” – takim stwierdzeniem kończy wspomnienie o ostatnich chwilach ppor Stogryna jego pułkowy towarzysz, kapitan Wydra.

W osadnictwie wojskowym nie pominięto również rodzin poległych. Wdowa po poległym, Pani Maria Stogryn z dwójką dzieci, z nakazem zakwaterowania, dostarczenia żywności i znalezienia pracy przyjechała furmanką z Lądka Zdroju do Lubomierza (wówczas jeszcze Miłosnej) w czerwcu 1945 roku. Była pierwszą osadniczką wojskową w naszym mieście. Przydzielono jej mały domek przy ulicy, którą później nazwano imieniem jej poległego męża. Pani Maria wyjechała stąd jesienią 1953 roku. Porucznik Józef Stogryn jest pochowany na cmentarzu wojskowym w Zgorzelcu – numer mogiły 1965.

Pani Maria Stogryn tak wspominała swoje losy:

 Po powołaniu męża do Ludowego Wojska Polskiego (25 pułk piechoty X Dywizji). Musiałam Go zastąpić w szkole, w  której był kierownikiem. Warunki ciężkie, pensja prawie żadna. Napady banderowców, trwoga, brak żywności. Mąż w listach prosił, bym  starała się o wyjazd na zachód. Mimo trudności ze znalezieniem zastępstwa na moje stanowisko, nocą, pierwszym transportem wyjeżdżającym ze Zbaraża, odjeżdżam z dziećmi wagonem towarowym, zostawiając cały nasz odrobek. Miałam w worku trochę ubrań i żywności.

W okropnych warunkach dojeżdżamy do Rogożna koło Poznania. Tu 9 maja 1945 roku na rynku wielka uroczystość.  Dowiaduję się, że wojna skończona, a oczekiwanego męża ciągle nie ma. Zrozpaczona jadę do Poznania, gdzie w sztabie czeka mnie okropna wiadomość – mąż poległ. Stało się to przed kilkunastoma dniami, 1 maja 1945 roku na Ziemi Łużyckiej. Wracam więc do Rogożna, gdzie poinformowano mnie, że żołnierze z pułku mego męża stacjonują w Lądku zdroju. Zabieram dzieci i z trudem po wielu godzinach oczekiwania o chłodzie i głodzie, w niesamowitym tłoku, wciskam się do pociągu osobowego i jadę stojąc na korytarzu, do Lądka Zdroju. Tam zgłaszam się w jakimś urzędzie wojskowym, dostaję dokumenty, które polecają władzom cywilnym i wojskowym zająć się dostarczeniem mi żywności, umożliwić podjęcie pracy i zapewnić godziwe warunki egzystencji w Miłosnej, gdzie osiedlili się już żołnierze z pułku męża. Konwój składający się z kilku furmanek, wyruszył z Lądka Zdroju do Lwówka, potem do Miłosnej.  W czasie kilkudniowej podróży gotowałam posiłki przy ognisku. W Miłosnej, w czerwcu 1945 roku powitał nas komendant miasta – Wawrzyniec Szuberla, jego zastępca – Józef Ziółkowski wraz z innymi osadnikami wojskowymi, kolegami męża, otoczyli mnie i dzieci troskliwą opieką Przydzielono nam domek w którym zamieszkałam po wysiedleniu Niemki. Pamiętam,  że z mleczarni przysłano mi 5 kilogramów masła, z którym nie wiedziałam, co mam zrobić. Pożyczyłam cukier we Lwówku w sklepie, zaczęłam wypiekać ciasteczka, robiłam herbatę i otworzyłam mały lokal, w którym przybywający osadnicy mogli się posilić. Po długich poszukiwaniach odnalazł się mój brat, Bolesław Dygdałowicz, który całą wojnę przeżył w niemieckim obozie jenieckim. Wkrótce dołączył drugi brat, Zygmunt wdowiec z dwiema córkami. Zamieszkaliśmy wszyscy razem i włączyliśmy się aktywnie w życie naszego nowego miejsca zamieszkania, które po tułaczce wojennej stanowiło oazę spokoju i stabilności. Organizowaliśmy z udziałem innych mieszkańców widowiska teatralne w Sali kinowej, powstał też chór. Ludzie jakoś w tamtym czasie garnęli się do bezinteresownej pracy w kulturze.

Film „Krzyż Walecznych” otrzymał nagrodę polskiej krytyki filmowej i uznano go za najwybitniejszy film roku. Niektórzy lubomierzanie pamiętają jeszcze wydarzenia z tamtego czasu. Zbigniew Cybulski grał jedną z głównych ról. Cieszył się sympatią miejscowych, jeździł „jawką”, zaimponował też bywalcom „Złotego Rogu” tym, że pewnego razu podpalił banknot 500 zł i od niego odpalił papierosa.

W filmie grało też wielu statystów, mieszkańców naszego miasteczka. Na filmie widać, jak uczniowie II i III klasy ówczesnej Szkoły Ćwiczeń ochoczo maszerują przez rynek z bukietami kwiatów, śpiewając piosenkę o Joczysie. Przez dwa tygodnie byli oni wożeni do Świeradowa, najczęściej samochodem ciężarowym, gdzie na stacji kolejowej kręcone były sceny powitania pociągu, którym przyjechał filmowy kapitan Joczys. Niektórzy do dziś wspominają, jak malowano im twarze jakimś brązowym fluidem, który było bardzo ciężko zmyć. Ale przecież byli małymi bohaterami filmowymi…

 

 

Autor materiałów: Jadwiga Sieniuć

 

Facebook
Twitter
Pinterest
WhatsApp
Email